Moja pierwsza aktywacja-czyli jak "poległem" pod Zęzowem. |
Szacunek Wiesław!!. Pamiętam swoje pierwsze wyjścia w "górki" w Bieszczady zimą..robiło to się wtedy dla GOT. Co i później zdobyłem małą złotą ,dużą złotą.Potem przyszedł czas na przodownika górskiego. Wtedy jeszcze bez znaku ~lata 1983.Znak otrzymałem w 1987r. W butach chlupotało,ale jak później wiedziałem ta woda w butach jeżeli szło się szybko to robiła się ciepła)i było przynajmniej ciepło w stopy.Dopiero wtedy poznałem prawdziwy smak zwykłej cebuli w górach.. smakuje jak najlepsze jabłko.W 2006 kiedy zchodziłem z rodziną z Wielkiej Rawki jedna z turystek chciała za szybko zejść i po prostu już jakieś 10 minut do schroniska padła.Okazało się że nagle cały "ruch" góra/dół zatrzymał się wokół niej i każdy chciał pomóc. Szybka decyzja po pytaniu"jakie bierze leki"..okazało się że cierpi na blok przedsionkowo-komorowy z niewydolnością lewo-komorową. Sięgamy do plecaka...i po konsultacjach z żoną dajemy leki. To jest SOLIDARNOŚĆ w górach!.Oby w normalnym,codziennych kontaktach nas Polaków było coś takiego to byłoby fajnie. Kto nie włóczy się po szlakach pewnie nigdy nie dozna tego,takiej jedności,uprzejmości i pomocy. P.S.Żona(SP8YLU) poszła ze mną na szla pierwszy raz hmmm..chyba gdzieś ~1989r.I od razu zapytała"skąd ty znasz tylu ludzi że każdy mówi tobie cześć/hej/dzień dobry..noo musiałem Jej to wszystko tłumaczyć "skąd się znamy". A teraz sama ciągnie w góry "może pojedziemy w Bieszczady ew.G.Świetokrzyskie".. Powodzenia ! Robert SP8RHP Vy 73. |