8-9 września IARU Field Day SSB
Spisana "na gorąco" relacja z zawodów:

QTH: łąka we Wiśniowej, przysiółek Wilkówka, lokator KN09BS, współrzędne 49 st 46,58 min N 20 st 6,56 min E
Kategoria: Portable (stacja przenośna), single operator (to ja), QRP (z FT-817 nie da się inaczej), assisted (asystę miałem 3-osobową, ale niewiele pomocy)

To była improwizacja, a jak wiadomo improwizacja może się udać ... o ile jest starannie przygotowana. Ta nie była.
O zawodach wiedziałem 2 tygodnie wcześniej, ale na udział zdecydowałem się ostatecznie 2 dni przed terminem.
Jedyny sposób żeby wyrwać się z domu na noc to zabrać dzieci na biwak pod gwiazdami. Nikogo nie zmuszałem, mieli swobodny wybór ... między biwakiem w sobotę i niedzielę a wycieczką na Babią Górę w niedzielę - ale tu był haczyk: pobudka w niedzielę o 5:00. Wybrali biwak - a w niedzielę o 5:00 wstali i tak (ale bez budzika, sami z siebie). Do Kuby (lat 11) i Tomka (lat 6) dołączył spontanicznie mój bratanek Szymon (lat 10).

Z powodu wcześniejszych zobowiązań dotarliśmy na miejsce późno, dopiero około 18:00 w sobotę. Zaczęliśmy od rozbicia namiotów, Kuba i Szymon jako harcerze postawili swoje schronienie sami, choć zajęło im to ponad pół godziny. Tomek pomógł mi z drugim namiotem, tu wystarczyło 10 minut. Potem stawiamy maszt: 7-metrowe wędzisko z włókna szklanego, 4 odciągi, jakieś 60 cm poniżej czubka masztu zawieszam antenę: end-fed na pasma 40, 20 i 10m. Drugi koniec przypięty śledziem do ziemi koło stanowiska operatora, czyli samochodu. To jedyna opcja oprócz siedzenia pod gołym niebem, w namiocie raczej nie da się zasnąć kiedy nad uchem ktoś krzyczy co chwilę "sierra kłębek najn oskar zulu majk portable" ... i tak w kółko godzinami. Trochę się bałem że ta kupa żelaza źle wpłynie na skuteczność anteny, ale okazało się że nie ma to znaczenia. FT-817 wędruje na deskę samochodu, podłączam zasilanie: akumulator rozruchowy z supermarketu, pojemność niewiadoma. W rezerwie jest jeszcze mały litowo-jonowy o pojemności 2 AH oraz - w ostateczności (bo chcemy stąd później odjechać) akumulator własny samochodu. Jest też w rezerwie bateria słoneczna, ale słońce właśnie się chowa za pobliski Lubomir (SP/BZ-050). Sprawdzam SWR: 20 m znakomicie, 40m nie za dobrze - minimum w telegraficznej części pasma, ale na 7.130 już trzy kreski na wbudowanym mierniku FT-817 - za dużo. Antena w dół, skracam promiennik o jakieś 3 cale - pomogło. Na 10m SWR też zbyt wysokie, ale na razie nie ma to znaczenia bo na tym paśmie i tak nic nie słychać. Dopiero dużo później, jakoś bladym świtem wpadłem na to, że dolny koniec anteny przypięty śledziem do mokrej trawy to nie jest optymalna konfiguracja, wbiłem w ziemię 1-metrowy kij - i od razu zrobiło się lepiej. Ale to dopiero pierwszy z licznych błędów.

Skoro wszystko gotowe do wyjścia w eter ... pora uzupełnić obozowisko o brakujący element. Rąbię drewno na ognisko, rozpalam i zostawiam chłopaków z kiełbaskami na kijach. Pora zaczynać te zawody! Na początek 20m ... niewiele słychać w porównaniu z domową anteną. Ale ktoś woła CQ Fieldday! O 19:30 loguję pierwszą łączność: norweska stacja daje mi 59 i numer kolejny w okolicy czterech setek a ja jemu 59 i 001 :-) Mam 270 minut i 400 QSO spóźnienia, już nie nadrobię, ale trzeba zrobić co się da. Po 12 minutach mam 5 QSO ... i muszę wyłączyć radio, nakarmić dzieci, a potem położyć je spać. Na szczęście nie trzeba urządzać wieczornej kąpieli, jednak wszystko razem, łącznie z obowiązkowym "poczytaj mi tato" dla Tomka zajmuje następne 2 godziny. Najmłodszy śpi, starsi chichoczą w swoim namiocie, wracam na stanowisko. Na 20m jakoś cicho się zrobiło, zmiana pasma - 40 m to jest to! W godzinę robię 14 łączności, po czym przerwa, bo Tomek się obudził i chce zobaczyć czy rowery jeszcze stoją. O 23:00 wracam do radia i sprawdzam co tam na 20-tu metrach. Słychać wiele stacji, równolegle trwają zawody All Asian DX, ale ciężko się dowołać do kogokolwiek mając do dyspozycji tylko 5 watów i nisko wiszący drucik. Zaledwie 3 QSO, przepijam Red Bullem i zmieniam pasmo na 40 metrów. Następuje kolejna dobra seria: 21 łączności w 2 godziny. W pewnym momencie słyszę wywołanie Tomka SQ9OZH, pracującego z pobliskiego Łopienia, ale zamiast odpowiedzieć od razu, czekam na powtórkę CQ żeby się upewnić i niestety - już go więcej nie słyszałem. Krótko przed 2:00 decyduję się na odpoczynek, nakazany zresztą regulaminem. Na 40m wszystkich których słychać i którzy odpowiadają już zrobiłem, na 20m nie będę się z koniem kopał, same pile-upy w azjatyckich zawodach, na 10m oczywiście głucha cisza. A na 80m ani 160m nie mam anteny. Mam wprawdzie skrzynkę antenową i 30 m drutu żeby zaimprowizować "long wire", jednak po nocy nie chce mi się wciągać tego na maszt. Więc choć w akumulatorze prąd jeszcze jest, a senność dokucza tylko odrobinkę, wskakuję do namiotu, do śpiwora, i nastawiam budzik na 4:30. Bilans pierwszego dnia (według UTC północ jeszcze nie minęła): 43 łączności. Zasypiam przy dźwiękach głośnego chrapania dochodzących z sąsiedniego namiotu.

Po 3 godzinach przerwy (dłużej niż planowałem, bo świetnie się spało) wracam do radia. Jest 5:00 rano, całkiem jasno. Zanim jeszcze zacznę się wydzierać do mikrofonu, wstają Kuba i Szymon. Na śniadanie będą musieli poczekać :-) Na 20m sytuacja bez zmian, na 10m głucha cisza. Na 40m nadal woła sporo stacji, ale większość zrobiłem wczoraj, więc przed 6:00 loguję tylko 5 łączności ale jest w tym nowy mnożnik na to pasmo: SV. Na następne 5 QSO wystarczy już tylko pół godziny. Tymczasem budzi się i Tomek, więc przerwa na rąbanie drewna, rozpalenie ogniska, wspólne śniadanie, wschód słońca znad Cietnia (SP/BZ-063). Dzieci wyruszają na zwiedzanie okolicy: niedaleko jest cmentarz z Wielkiej Wojny, w przyszłym roku będzie okrągła, setna rocznica walk w tych stronach. Chodzi mi po głowie pomysł na okolicznościowy dyplom ;-) Ale wracam do teraźniejszości, a konkretnie na stanowisko operatorskie w fotelu kierowcy. Pora na zmianę zasilania na zapasowe, napięcie akumulatora spadło już do 10,5 V, nie chcę wyczerpać go do końca. Krótko po 7:10 loguję pierwsze QSO po przerwie, niemiecka stacja na 40m, początek najlepszej w tych zawodach serii: 29 łączności w 70 minut. W tym pierwsza polska stacja: SN1D/P. Potem przerwa żeby rozprostować kości i dać znać stroskanym matkom że ich dzieci cało i zdrowo przespały noc w dziczy, z dala od cywilizacji (do najbliższego domu mamy jakieś ćwierć kilometra). Poza tym kończy się bateria w laptopie i przechodzę na logowanie ręczne, długopisem w notesie. Komfort pracy spada znacząco, nie ma luksusowego sprawdzania czy daną stację już mam w logu czy nie i czy da kolejny mnożnik. Choć na ten aspekt akurat trzeba uważać: mój program logujący (RUMped) ma najwyraźniej błędy na liście podmiotów DXCC. OR4D, klubową stację z Belgii wyświetla jako KC4 (Antarktyka) a niemieckie stacje z prefiksem DV podpisuje "Filipiny". Jak widać w każdej sytuacji trzeba zachować czujność :-)

Aby uniknąć duplikatów po przerwie zmieniam pasmo na 20m, bo tam dotychczas QSO było niewiele. Niewiele też przybywa: tylko 6 w 40 minut. Ostatnia o 9:36. Zawody trwają jeszcze ponad 5 godzin, ale dla mnie właśnie się skończyły. Kuba też ma znak i chce popracować na 2m. 2 anteny na jednym wątłym maszcie to za wiele, zresztą pewnie byśmy się wzajemnie zakłócali. Drut wędruje na dół, na maszt trafia 3-elementowa antena Yagi. W samą porę ... po dwóch łącznościach z Krakowem, krótko po 10:00 Kuba łowi SP9MKM/P na Krzemieniu w Bieszczadach , mimo że tamten kierunek zasłaniają pobliskie góry (jak zresztą wszystkie kierunki, to nie jest dobre miejsce na UKF). Bogusia słychać na 31, ale to wystarczy. Ja też korzystam z okazji i SP/BI-002 trafia do logu. Wcześniej, równolegle z pracą Kuby na UKF, próbuję skorzystać z zapasowej anteny, pętli magnetycznej AlexLoop. Niestety ten sprzęt kompletnie się nie nadaje do pracy w zawodach - każda zmiana częstotliwości to konieczność żmudnego dostrajania. Poza tym szkodzi jej wyraźnie bliskość samochodu, mimo wielu prób nie mogę zredukować SWR na tyle, by ktoś usłyszał mój sygnał. A czasu już za mało by przenosić stację w inne miejsce, Szymon musi wrócić do domu przed 11-tą. Szkoda, bo liczyłem na dodatkowe mnożniki na 15m, ale w sumie było to do przewidzenia.

W sumie w logu mam 91 łączności. Mnożniki na 40m: DL, EI, G, GM, HB9, I, LA, LZ, ON, OZ, PA, S5, SP, SV, TK, UA, UA9, YO, 9A, na 20m: DL, EI, G, GI, HB9, LA, OH, OZ, SV, UA, UA9. Sama Europa, nie licząc dwóch stacji spod Czelabińska :-)

Wnioski końcowe:
- zawody są super i trzeba to powtórzyć ... szkoda że następne dopiero za rok
- trudno sobie wymarzyć lepszą pogodę, następnym razem może być gorzej
- na QTH dobrze jest wybrać miejsce z dojazdem, nie ma wtedy ograniczeń wagowych jeśli chodzi o sprzęt a i wygodniej się siedzi
- trzeba zarezerwować całe 24 godziny na aktywność
- trzeba do QTH dotrzeć ze 2,3 godziny przed rozpoczęciem zawodów i spokojnie rozwiesić wszystkie anteny
- najlepiej żeby były drzewa, a jak nie, to trzeba wziąć więcej masztów
- AlexLoop może zostać w domu - jeśli go brać to tylko jako rezerwę
- 1 antena i 2 pasma to za mało: więcej anten, więcej pasm -> lepszy wynik
- FT-817 daje radę, ale filtr 2,1 kHz bardzo by pomógł
- przydałyby się jeszcze ze 2 akumulatory żelowe jeśli chce się myśleć o dłuższej pracy
- przydałoby się składane krzesełko
- z punktu widzenia wyniku w zawodach: dzieci lepiej zostawić w domu, bo wymagają opieki i szybko się nudzą
- z drugiej strony: warto wziąć dzieciaki, dla nich to fajna przygoda, a wnioski z obserwacji potomstwa w sytuacjach niestandardowych - bezcenne
- trzeba popracować nad techniką operatorską (tu zgadzam się z Tomkiem), a najlepszy sposób na to: udział w zawodach
- żeby nie było zupełnie OT: zawody to bezcenne doświadczenie przed kolejnymi aktywacjami SOTA na KFie


  PRZEJDŹ NA FORUM