Rakiety śnieżne
No i drugi raz wywołujecie mnie do tablicy. Naprawdę postaram się w okresie świątecznym przysiąść nad materiałem. Ale do rzeczy...

1) Ja miałem tę sposobność, że w 2004 roku znajomi kupili sobie rakiety (pierwsza wersja TSL Rando 225) i mogliśmy z małżonką na wspólnej wycieczce w Beskidzie Sądeckim przetestować. Rok później pożyczyliśmy je na szwędanie się po tatrzańskich Reglach. Ale decyzję o zakupie rakiet podjęliśmy dopiero jesienią w 2007 roku. Proponuję najpierw pożyczyć i sobie pochodzić. Rakiety nie nadają się na każde warunki tak jak skitoury i może się okazać, że na 10-godzinnej wycieczce użyjemy ich zaledwie na 300-400 metrowym odcinku. Beznadziejnie się w nich chodzi po wąsko przetartej ścieżce, trzeba wtedy zejść na bok, i zwykle okazuje się, że mniej się zmęczymy idąc z "buta" po ścieżce niż lekko zapadając się w zaspach obok niej. Nie najlepiej się chodzi przy kilkudniowym opadzie puchu, ale dość dobrze się sprawdzają przy pierwszych rozstopach. Nie jednego może to doprowadzić do furii, że wydał niepotrzebnie pieniądze. Za nim zdecyduje się zabrać z samochodu rakiety analizuję jakie mogą w przybliżeniu panować warunki na danej trasie: prawdopodobnieństwo przetarcia szlaku, grubości i okresu ostatniego opadu, czy temperatur rozstopowych.

2) Jak już się zdecydujemy na kupno rakiet, to tak jak pisałem, za wzór dobrej, w miarę taniej i profesjonalnej rakiety należy przyjąć TSL 225 lub podobną innej firmy. Na co zwrócić uwagę?



- Wielkość rakiety dobieramy do wagi, pamiętając, że to nie tylko masa naszego ciała, ale także ubrania i plecaka. Jest to o tyle ważne, że większy ciężar przy tej samej powierzchni będzie zapadał się bardziej. Poza tym, rakiety dla większej wagi posiadają mocniejsze użebrowanie zapobiegające złamaniu się rakiety, np. w momencie dociążenia jej na dwóch pniach schowanych pod śniegiem (pod śródstopiem "pustka", rakieta wygina się w kołyskę i może pęknąć).

- Rakiety powinny mieć od spodu kilka par kolców uniemożliwiających zsuwanie się rakiety w przypadku marszu po zmrożonym podłożu, czy wręcz lodzie.

- Powinny posiadać kolce tzw. atakujące. Pełnią tę samą rolę co ww, ale podczas podejścia szczególnie terenem o dużym nachyleniu

- Wiązanie rakiet powinno posiadać listwę podobnie jak skitoury. Człowiek nie jest symetryczny i nóżki wyginają mu się naturalnie pod różnym kątem od linii marszu. Gdy but jest tylko przymocowany z przodu do rakiety, po kilkuset metrach rakiety przestają się układać zgodnie z oczekiwaniem i tyły zaczynają "tańczyć". Maleje komfort użytkowy, ale także docisk rakiety do podłoża staje się nierównomierny - odradzam starszy model rakiet "Kłeczuła" gdzie całe "wiązanie" stanowiło skórzany kapeć - z resztą zachowywały się jak muzealne kapcie, pięta zsuwała się z nich na lewo i prawo.

- Podpiętek przydaje się na podejściach w stromym terenie. Gdybyśmy go nie używali, to przy podchodzeniu ciężar/nacisk przenosiłby się na palce i tam też dociskałby rakietę. Po pierwsze na dłuższą metę jest to dla człowieka nieergonomiczne i zwykle doprowadza do "drętwienia" mięśni (doskonale znają to wspinacze czy alpiniści nazywając te proces "telegrafem" - mięśnie nóg zaczynają niekontrolowanie drżeć). Po drugie przy sztywnych butach, zaczyna być dociskane podbicie, a w efekcie końcowym ocierane. Po trzecie rakieta trzyma się tylko na dwóch, przednich, spodnich kolcach powodując słabą przyczepność do podłoża i w efekcie poślizgnięcie. Niektóre modele rakiet posiadają dwustopniowy podpiętek.

- Unieruchomienie piętki jest wskazane przy zejściach, czy konieczności wycofania się, czy wyjścia z bardzo głębokiej zaspy. Temu patentowi należy zawsze mówi stanowcze TAK.

- Konstrukcja wiązanie nie powinna stanowić problemu z operowaniem nim nawet w grubych rękawicach. W pierwszym modelu moich rakiet zastosowano klasyczne paski z klamrą. Powiem szczerze, że trochę uprzykrzało to na mrozie operowanie zapięciem. W posiadamy modelu, regulację zapięcia wykonuję się tylko raz, a potem wykorzystując klamrę zatrzaskową szybko i bez problemu dokonuję przypięcia buta. Świat oczywiście mknie do przodu i wymyśloną dodatkową dźwignię, którą w bardzo grubych rękawicach jesteśmy w stanie dociągnąć pasek już zamkniętego w "wiązaniu" buta.

3) Używane czy nowe. To jest tylko plastik - więc przy używkach zawsze jest prawdopodobieństwo, że gdzieś istnieją mikropęknięcia. Specjalnie tym bym się nie kierował, bo nie są to narty i aż w takim stopniu nie zależy nasze bezpieczeństwo. Ale trzeba przy kupnie używanych rakiet dokładnie je oglądnąć, sprawdzić mechanizmy zapięć, blokad piętki czy nie chodzi zbyt lekko, itd., itp.

4) Gdzie kupować? Gdzie taniej! Ja akurat mam "chody" w jednym ze specjalistycznych górskich sklepów w Krakowie i kupiłem TSL-e z 30% rabatem. Nie musiałem więc kombinować.

5) Jaka firma? TSL, Morpho, Follys, Tubbs - firm jest dużo. Jednak uważam, że konstrukcja elementów w rakietach TSL jest najlepiej rozwiązana, pod względem materiałowym, wytrzymałościowy i łatwości obsługi, a przy tym najmniej zawodnym. Od razu napiszę, że nie jestem przedstawicielem tej firmy, po prostu 6 sezonów doświadczenia z tymi rakietami. A model ten nadal jest w sprzedaży, choć kształt "trąci już myszką", to rozwiązania techniczne pozostały takie same...

To chyba w skrócie tyle, jak coś to pytać, pytać, pytać. Wiem, że Tomek SQ9OZH też rakietuje, więc pewnie dorzuci swoje trzy grosze - do czego namawiam.

PS. Jak tylko będę mieć gotowe opracowanie wraz ze zdjęciami (a może film) to podmienię z powyższym tekstem.


  PRZEJDŹ NA FORUM