Rakiety śnieżne |
Ja mam trochę bardziej optymistyczne zdanie co do rakiet. Tzn, od dwóch sezonów zawsze je zabieram ze sobą w góry, i zawsze po założeniu gdzieś na trasie żałuje, że zrobiłem to tak późno. Owszem jest to dodatkowe obciążenie, ale po założeniu okazuje się, że idziemy miarowo i szybciej niż bez rakiet. Oczywiście są sytuacje kiedy nie mają one żadnego sensu. Mnie najbardziej męczy "z buta" śnieg lekko zmrożony, pod którym zapadamy się ale nie z każdym krokiem. I nigdy nie wiadomo, czy z tym krokiem się zapadniemy czy nie. Kto po czymś takim szedł wie o czym mówię. Tu rakiety to zbawienie. Co do technikalii - ja się na rakietach nie znałem więc kupiłem najlżejsze Salewy (http://www.salewa.com/product/snowshoes/snowshoes+999) które akurat były na promocji. Tanie nie są, więc nie polecam . Dobre opinie słyszałem o TSL. Salewy mi się sprawdzają. Mają tylko jedną chyba wadę. Profil mają wypukły i na początku noga miała tendencje do uciekania na zewnątrz. Teraz już tak jestem do nich przyzwyczajony, że chodzi mi się w nich super. Z must be to piętka do wychodzenia o której pisał Bartek. To konieczność. I jakieś stalowe kolce też są konieczne. W sumie Bartek już wszystko napisał. Na płaskim zazwyczaj chodzę z odpiętym tyłem, wówczas tyły rakiet suwają się po śniegu i mamy pół masy mniej do podnoszenia. Zejścia to zapięta z tyłu na sztywno szyna - chyba tak jak pisze Bartek. W sumie sam doszedłem do takiej techniki. Innych rakiet nie używałem więc ciężko mi coś porównywać. Wiem, że dla mnie najważniejsza jest masa rakiety i tym się kierowałem przy zakupie. Gdyby ktoś z forumowiczów chciał pożyczyć na weekend i wypróbować, a akurat ja nie miałbym planów to nie ma problemu. Proszę pisać na priva. Mam dwie pary. |