SP/PO-001 Wieżyca
22-01-2016
Oto relacja z naszej wyprawy na Wieżycę.

Przepraszam, że jest aż tyle do czytania, ale piszę na gorąco, no i trochę się działo :-D Można przejść od razu do podsumowania na dole, będzie mniej do czytania :-P

Zaczęło się od tego, że mamy piątek wolny i co z tym fantem zrobić? No i padło, że dla odmiany na podniesienie nastroju wybierzemy się rodzinką nad nasze morze. Zimą? A co tam, jedziemy do Gdyni.
Cel podróży był już określony, więc moje szybkie oko znalazło sobie jeden szczyt Sota prawie po drodze. No to dołożyliśmy sobie kolejny punkt programu do wycieczki, zwłaszcza że miałem do sprawdzenia antenę LPDA 9-el, a w okolicach Wieżycy jeszcze nie byliśmy.

Na wyjazd trzeba było jednak wejść w pożyczkę, no to pożyczyliśmy samochód (mój niestety nie nadaje się do dłuższych wyjazdów) i pożyczyliśmy jeszcze dwójkę dzieci od znajomych 
W między czasie udało się załatwić, żeby specjalnie dla nas otworzyli i odśnieżyli wieżę. Udało się to dzięki Panu Kierownikowi Punktu Informacji Turystycznej w Szymbarku. Bardzo miły Pan zapewnił nas, że możemy przyjechać, za co jesteśmy mu bardzo wdzięczni, zwłaszcza dzieci. Wszystko umówione, przygotowane do wyjazdu (radio antena jest) no to w drogę.

Oczywiście rano jak zwykle trochę nam się przysnęło (standard), więc dalej już w biegu pakowanie do samochodu i wyjazd. Dojazd zajął nam z Bydgoszczy około 3-3,5godziny, z przerwami.
Po dojechaniu, nakarmiliśmy kotka, który nie wiadomo skąd tam się wziął i był bardzo głodny, do tego widać że po przejściach. Nasze kanapki poszły, ale kotek nakarmiony i zadowolony.
No to wypakowujemy graty z samochodu i tu moje zdziwienie. A gdzie jest statyw do anteny? W pośpiechu został w domu, trudno ponadaję sobie z ręki, nie będzie chyba aż tak źle.

Na dworze (Eryku bardzo szczęśliwy ), temperatura ze 4 stopnie na minusie, śniegu na szlaku za kostki, a momentami do kolan –rewelacja, no to w drogę do wieży. Podejście łatwe, szybkie i w wesołej atmosferze, przy zabawie w śniegu. Wieża otwarta, przed nami 182 stopnie do góry i już jesteśmy, o 10-tej LT na miejscu. U góry jednak wiało, i odczuwalna temperatura była zdecydowanie niższa.

No i pomału zaczyna nam(mi) iść „pod górkę”. Z pozoru prosta czynność jak złożenie anteny powinno pójść raz dwa, niestety przy takim chłodzie przy grabiejących palcach zajęło mi to około 15-tu minut. Gubiące się podkładki i motylki znikające gdzieś w śniegu(szok). Czas na zaspotowanie na SotaWatch, tutaj kolejna niespodzianka, zamarzł ekran dotykowy i nici z wpisu. Szybka pożyczka telefonu od córci i udało się raz zaspotować, więcej już nie próbowałem, moje palce u rąk były jakieś dziwne ;-)

Dobra, antena złożona, zaspotowałem się, więc czas na aktywację. Ale jak tu jednocześnie trzymać antenę (brak statywu), trzymać kartkę, ołówek do zapisywania(długopis się nie spisał –zamarzł), no i mikrofon? W tym momencie z pomocą przyszła moja żonka i chwyciła za antenę. Bardzo jej jestem za to wdzięczny.

Pierwszego usłyszałem Andrzeja SQ2AJN ze Stegny, to oznacza, że antena działa (nie miałem wcześniej czym ją pomierzyć) jest dobrze. Tutaj od razu mogę podziękować Andrzejowi za pomoc, wskazówki i cierpliwość przy tej aktywacji. Bardzo serdeczny krótkofalowiec z północnej części Polski, zresztą tak samo jak wszyscy z którymi tam rozmawiałem.

Minęło już na tym mrozie pół godziny, dzieci i żona zmarzły, więc stwierdziliśmy, że pójdą na dół do samochodu i tam na mnie zaczekają, a ja jeszcze chwilę ponadaję. Później dopiero okaże się, że kluczyki od samochodu zostały niestety u mnie w kieszeni spodni. zaniemówił A moje zejście nie będzie tak rychłe jak myśleliśmy ;-)

Przy nakierowaniu anteny na Bydgoszcz pomógł mi Stanisław SQ2NNN, bo niestety kompas który miałem również zamarzł i kręcił się razem ze mną. Odbierałem Edwarda SP2JP z Bydgoszczy, niestety ja do niego już nie doleciałem, a później niestety nawet koledzy z Pomorza go nie odbierali. Być może propagacja się skończyła albo po drodze padał śnieg.

Odebrałem też Andrzeja SQ4OJD z Dobrego Miasta. Niestety łączność tylko w jedną stronę, nie odbierał mnie mimo jego usilnych starań. Chwilami słyszałem go nawet na 46, pod koniec już ledwo 33, a później całkiem mi zniknął. Prawdopodobnie winna była antena, która jak się okazało po zejściu porozkręcała się na tym mrozie. Kilka elementów było zupełnie luźnych. Także pewnie dlatego nie było mnie słychać. Jeszcze udało mi się QSO z Józefem SP2BME z Gołębiewa Wielkiego.
Jeszcze gdzieś w między czasie słyszałem stację z sufiksem FRN lub podobnym. Od zachodu słyszałem jeszcze rozmowę krótkofalowca o tranzystorach, ale takiego miał gadanego, że nie mogłem dłużej czekać bo mi ręce już odpadały i zmieniłem częstotliwość He He.

Bardzo jestem zadowolony z aktywacji, nie liczyłem, że się uda zwłaszcza że był to piątek i godziny poranne. Udało się i jestem mega zadowolony!!! Wielkie dzięki koledzy.

O Krakowie i Leżajsku niestety mogłem tylko pomarzyć, przykro mi. Mam nadzieję, że latem to nadrobimy jak wpadnę do Zakopanego (to niestety nie jest pewne)

To już przechodzę do końcówki.

Minęło kolejne pół godziny od chwili zejścia żony z dziećmi. Cały się trzęsłem, jak zapisywałem na kartce łączności to tak drżały mi dłonie, że pisałem jak jakiś paralita, normalnie super :-D
No ale czas na mnie, więc antenę pod pachę i „dzida” biegiem do samochodu. Wiedziałem, że ekipa czeka zmarznięta przy samochodzie, więc poleciałem czym prędzej na dół czarnym szlakiem. Po dziesięciu minutach biegu coś mi nie pasowało, trwało to za długo w stosunku do wejścia. Coś jest nie tak, jeden zakręt, drugi, a ja pierwszy raz je widzę na oczy. No pięknie, gdzie ja jestem, czarny szlak jest ale gdzie mnie wywiało? Jak biegłem to się nie rozglądałem tylko patrzyłem pod nogi żeby nie zaliczyć gleby, no i teraz mam. W między czasie dzwoni żona i pyta gdzie jestem, no jak to gdzie, w drodze oczywiście, tylko nie bardzo wiem gdzie. Zobaczyłem szosę więc mówię, że za chwilę będę.

Jak przyjechaliśmy to akurat jakaś wycieczka wyszła z lasu kilkaset metrów dalej i byłem pewien, że właśnie tam wyszedłem. Akurat przejeżdżało dwóch kolarzy, to dzwonię do żonki i pytam czy ich widzi? Mówi że właśnie koło niej przejeżdża trzech. A cha no to jestem niedaleko, to nie będę się cofał pod górę do wieży bo za dużo czasu by minęło. Więc idę szosą w dół, ale idę i idę, a parkingu jak nie widać tak nie widać. Przejeżdżają następni kolarze ubrani na zielono, dzwonię i pytam czy ich widzi, tak właśnie przejeżdża czterech na niebiesko ubranych. No pięknie, zieloni, niebiescy, dwóch czy trzech, no kurka, co jest grane, źle idę. Dobra trzeba działać, próbuję zatrzymać samochód w jednej ręce trzymając antenę w drugiej telefon, musiałem dziwnie wyglądać bo jeden mi uciekł dodając gazu. Udało się w końcu, pytam kierowcę czy dobrze idę do parkingu przy wieży, tak dobrze jeszcze trochę w dół i będę na miejscu. No to ok, idę dalej, ale za chwilę coś mi nie pasuje i zatrzymuję kolejny samochód wychodząc na środek jezdni. Pytam tubylca w którą stronę mam iść, a on że w drugą, do góry i za kawałek będzie parking. No dobra tubylec to już pewnie wie lepiej, no to zawracam.

W między czasie oczywiście kilkanaście telefonów do żony i próba ustalenia czy widzimy te same samochody, no nijak nie możemy się zgrać. Aż tu patrzę jedzie czterech kolarzy ubranych nie niebiesko, których widziała z 15min wcześniej żona. No to fajnie, jak oni dopiero teraz dojechali to ja jestem zupełnie z drugiej strony góry. No to trzeba wracać na szlak do wieży. Ale w pewnym momencie doszedłem do jakiegoś parkingu z którego wyjeżdżały dwa samochody, jeden mi uciekł ale drugiemu już nie przepuściłem. Porozmawialiśmy chwilę i Pan Krzysztof z Gdyni powiedział, że mnie podwiezie do rodziny. Ja do samochodu, a tu antena nie wchodzi, no to ją rozkręcam. Podczas rozkręcania żona dzwoniła kilkakrotnie, a ja nie odbierałem bo chciałem szybko zwinąć antenę. Już myślała, że spadłem gdzieś do jakiejś dziury, chciała dzwonić dalej, ale znowu zamarzł jej wyświetlacz. Oddzwoniłem, wyjaśniłem co się dzieje i za chwilę byłem już szczęśliwy z rodziną.
No koniec świata, co nas jeszcze dzisiaj czeka?

No i pojechaliśmy do Gdyni, w której powiem tylko, że zgubiliśmy telefon. Było coś koło 21-szej jak zeszliśmy z plaży i pakujemy się do samochodu, a tu informacja od znajomych z Bydgoszczy, że telefon jest do odebrania w Gdyni. No co za szczęście, że ktoś chce oddać telefon i do tego jeszcze nie wyruszyliśmy w drogę powrotną. No to jedziemy po ten telefon i do sklepu po winko w podziękowaniu. No i w końcu możemy jechać do domu. Na szczęście w drodze powrotnej nic już nam się niespodziewanego nie przydarzyło. A jeszcze automat do kawy na stacji zaczął na nas dziwnie trąbić, okazało się, że zabrakło mleka :-)

podsumowanie:
4 QSO zaliczone !!!
raporty dla mnie Stegna 59, Malbork +20, Gdańsk +40, Gołębiewo 59.
ode mnie wszyscy po 59
do zapisywania zdecydowanie lepszy jest ołówek.
Brak statywu przy takiej antenie to poważna niedogodność.
Na takim mrozie co jakiś czas sprawdzić śruby czy się nie poluźniły.
kartkę do zapisywania nie trzymać w rękach jak dokoła jest pełno śniegu, tylko w jakimś notatniku
ołówek najlepiej na sznureczku, żeby go nie szukać później w śniegu.
telefon dotykowy lubi nieco przymarznąć.
dla dzieci ubrania na zmianę –to akurat przewidzieliśmy :-)

Ta aktywacje wiele mnie nauczyła, wiem już jak usprawnić następne wyprawy.
Niesamowity dzień i do tego aktywacja się udała.
Poniżej kilka zdjęć z wyprawy



















  PRZEJDŹ NA FORUM